Nie spała całą noc. Siedziała otulona grubą kołdrą na łóżku, wpatrując się jak całe miasto budzi się do życia. W lewej dłoni nadal tkwiła zmięta i mokra od łez fotografia z wizerunkiem Jego zapierających dech w piersiach miodowych oczu. Ostatni raz spojrzała na zdjęcie i mrużąc oczy, rażone przez słoneczne promienie, zagryzła wargę i sama do siebie wykrzyczała 'żegnaj!' Otwierając okno i wyrzucając zdjęcie. W pokoju rozległo się pukanie do drzwi. -''Wstałaś już? Chodź na śniadanie.'' Powiedziała mama. -''Już idę.'' I szybko otarła ostatnią łzę, zamknęła okno i wciągu minuty siedziała już przy stole, pijąc kawę taty i ze sztucznym uśmiechem zacierając ręce. -''Co dziś na śniadanie?'' Zapytała. -''Twoje ulubione grzanki.'' Odpowiedziała mama, wyjmując z piekarnika pachnące kanapki. -''Ej, młoda zostaw to'' Powiedział tata wyjmując jej ze śmiechem z dłoni duży kubek w zielone groszki. Zjadła szybko śniadanie i popędziła na górę. Postanowiła zapomnieć o wszystkim. O Jego całej osobie, o tym że w ogóle istniał i że był dla niej całym światem. Podświadomie wiedziała, ze nie będzie to wcale takie łatwe, ale nie tracąc nadziei zajmowała się różnymi rzeczami, żeby tylko zabić chociaż na chwilę wspomnienia. Usiadła i zaczęła poprawiać włosy. Założyła ulubione kolczyki z małymi perełkami. Włożyła ładną bluzkę w odcieniu pudrowego różu i umiłowane leginsy w kwiaty. Po czym na nogi wsunęła szybko białe conversy i wybiegła na chodnik. Szła przez miasto, uśmiechając się do wszystkich, a z jej słuchawek słychać było cichą nutę samych wesołych piosenek. Wszystko szło jak należy nie myślała o Nim nawet przez chwilę. Stojąc w kolejce po kawę zobaczyła przed sobą znaną jej doskonale postać. Stała i wpatrywała się jak wiatr delikatnie rozwiewa Jego kruczoczarne włosy, napawając się Jego toksycznym zapachem cieszyła się, że choć raz On nie wie o jej istnieniu i że choć raz ona może czuć się bezpieczna że jej nie zauważy. Pomyślała, i dyskretnie wyszła z kolejki podążając w stronę dworca. Robiło się zimno. Chłodne powiewy wiatru stawały się coraz bardziej nieprzyjemne. Zanosiło się na deszcz. Stała czekając na autobus i nerwowo przeskakiwałam z nogi na nogę. Dziwnie się czułam, jakby coś kazało mi jak najszybciej wracać do domu. Pdjechał autobus. Rozejrzała się dookoła. Zewsząd, niewytłumaczalne pustki obalały miasto. Życie w nim jakby nagle przestało istnieć. Nerwowo zaczęła szukać w torebce telefonu. Chciała zadzwonić do brata, żeby wyszedł po nią na przystanek autobusowy, bo od zawsze bała się burzy. Ten dzień był inny miała niewytłumaczalne obawy. W amoku nie mogła znaleźć telefonu. Wzięła głęboki oddech i wsiadła do autobusu, kupiła bilet i zajęła miejsce. W autobusie czuła się trochę bezpieczniej pomijając fakt, że oprócz niej siedział tam tylko jeden pasażer w szarej bluzie z kapturem. Wysiadając znów poczuła Jego obecność, nie zdążyła już się obejżeć i sprawdzić kto to, bo drzwi autobusu zamknęły jej się przed oczami, zostawiając ją z tysiącami myśli na sekundę. Kurczowo ściskając kciuki ruszyła do domu. –‘’O już jesteś!’’ Powiedziała mama, która zawsze o tej porze bywa w pracy. –‘’Masz gościa, kochanie.’’ Dodała, wskazując na drzwi mojego pokoju. Uśmiechnięta i zadziwniona całą sytuacją popchnęła ręką drzwi. On, w szarej bluzie siedział na moim łóżku z uśmiechem na twarzy i tym blaskiem przeszywającym Jego miodowe tęczówki. –‘’Chyba coś Ci wypadło.’’ Zbliżył się do niej i całując w czoło wetknął do ręki Jego zdjęcie, które rano wyrzuciła. –‘’Jak dobrze, że Cię widzę.’’ Powiedziała. –‘’Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi Ciebie brakowało. Zaczekaj tutaj, zrobię nam kawy i porozmawiamy.’’ Skinął na znak głową, a ona pobiegła do kuchni przygotowując herbatę. Na stole lżała gazeta, chwyciła ją do ręki i własnym oczom nie wierzyła co przeczytała na pierwszej stronie. ‘’ Siedemnastolatek wyskoczył z ósmego piętra. Zginął na miejscu.’’ Nie mogąc powstrzymać strasznych palpitacji serca, wpatrywała się w te słowa, których znaczenia nie mogła zrozumieć. –‘’Ale jak to? To musi być pomyłka’’ Pobiegła na górę. W pokoju nie było już nikogo. Zaczęła płakać i krzyczeć że to przecież niemożliwe, przecież tutaj był. Do domu weszli rodzice. –‘’Mamo! On tu był przysięgam.’’ Krzyczała , nadal trzymając w ręku Jego fotografię. Mama przytuliła ją mocno. – ‘’Już dobrze, kochanie uspokój się.’’ –‘’Ale Ty nic nie rozumiesz, On tu naprawdę był!’’. Mama zaczęła cicho płakać widząc jak bardzo za Nim tęsknię. Nie mogłam opanować łez, serce drżało niewyobrażalnie a ja zadawałam sobie ciągle pytanie: ‘’Ale jak to?.’’ W końcu zrozumiałam, że po prostu przyszedł się pożegnać i zostawić mi coś na swoją pamiątkę. Dobrze, że przyniósł mi to zdjęcie, inaczej nie wybaczyłabym sobie tego, że nigdy nie utopię wzroku w Jego miodowych oczach. ‘’Dziękuje.’’ Wyszeptałam resztkiem sił i zasnęłam, tuląc do serca mokrą fotografię.

niedziela, 20 lutego 2011
sobota, 19 lutego 2011
...Że nie opuści mnie, aż do śmierci.
Stałam i niemo wpatrywałam się w Jego cudowną osobę, od długiej chwili tkwiącą bez słowa w moich drzwiach. Wszystko wydawało się takie proste, a chęć wypowiedzenia głupiegp ''proszę, wejdź'' przeszywała mnie niewytłumaczalnym dreszczem i dziwnym strachem spotkania się z Jego miodowymi oczami i ciepłym oddechem, unoszącym się w moim mieszkaniu. Setki myśli przewalały mi się przez umysł a On stał pocierając ręce z zimna. W końcu zacisłam mocno kciuki, wzięłam głęboki oddech i resztką wydobytego głosu, wyszeptałam aby wszedł na herbatę. Popatrzył na mnie wymownie i zbliżając swoją dłoń do mojego policzka, która szybko go utuliła, powiedział; -''Spójrz na mnie.'' Zagryzając wargę podniosłam wzrok i utopiłam się w pięknym złoto miodowym odcieniu płynącym w Jego tęczówkach. -''Dlaczego to robisz?'' Powiedziałam i odsunęłam twarz, którą trzymał w dłoniach. -''Dlaczego znów zjawiasz się niewiadomo skąd i dlaczego znów dajesz mi kolejne powody żebyś nadal mi się śnił, no powiedz proszę.'' Z Jego nieskazitelnych ust zdołały wybrnąć tylko liche słowa ''Przepraszam, wybacz mi'', a ja już zdążyłam się rozpłakać. Chwycił mnie za ramiona i przytulając do siebie z całej siły milczał. Wokół nas nastała taka cisza, że słychać było tylko głośne bicie dwóch zakochanych serc i ciche łkanie mojej osoby. Czułam jak długotrwała tęsknota za Jego głosem i zapachem, właśnie znalazła źródło wyjścia. Czułam jak te szare i samotne wieczry spędzane na parapecie spływają po moim ciele. Wiedziałam że wskazówek nie zdołamy już odwrócić, ale ccho obiecaliśmy sobie że zaczniemy budować wszystko od nowa. Tkwiliśmy tak w drzwiach na dość dużym mrozie zatapiając w sobie swoje stęsknione spojrzenia. Moje serce cieszyło się przeogromnie, że znów mogę poczuć smak Jego ust. Nagle kurczowy uścisk Jego dłoni przerwał nasze milcznie. -''Nie umiałem Ci o tym powiedzieć, nie chciałem żebyś sie o mnie martwiła.'' Powiedział. -''Ale jak to, o co Ci chodzi?'' Zapytałam z przerażeniem. A On tylko musnął mnie lekko w usta, a w ja w jednej chwili nie widziałam już Jego wspaniałych tęczówek, które przykrył powiekami. Serce mi zamarło. Osunął się po ścianie, nie puszczając mojej ręki. Łzy zaczęły mi spadać z policzków kropiąc kopertę która wypadła z Jego kieszeni. ''Miałem raka, nie potrafiłbym patrzeć jak się zamarwiasz'' Przeczytałam i z krzykiem upadłam na kolana. ''Przyszedł się pożegnać? ale jak to, nie możliwe..'' Czułam jakby ktoś robił origami z mojego serca, albo w nim szydełkował. Leżał tak niewinnie, a płatki śniegu zatrzymywały się na Jego rzęsach. Moja dłoń nadal tkwiła w Jego uścisku, przecież przyżekał że nie opuści mnie, aż do śmierci.
piątek, 18 lutego 2011
Spełnione marzenie.
W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero później podbiegł do mnie chłopak i powiedział żebym lepeiej stąd poszła bo jest spora ustawka. Ale ja nie mogłam przegapić takiej akcji. Jak mogłoby mnie nie być przy ustawce dwóch osiedli, no jak? Stałam na pierwszym schodku owej, szarej kamienicy. Wiatr powiewał moimi włosami, a ja mrużąc oczy patrzyłam jak grupa kolesi w kapturach wchodzi w furtkę. Było już ciemno. Kiedy wszystko się zaczęło ja nadal stałam i się przypatrywałam. W końcu tamci wyciągneli broń. W moich oczach malowały się setki obrazów i przelewająca się przede mną krew moich przyjaciół. Wybiegłam i rzuciłam się na kolana. Obok leżał On, jego serce ucichło, a oczy miał tak niewinnie zamknięte. Zaczęłam płakać i błagać by się obudził. Wtedy oberwałam w głowę i nic już nie pamiętam. Obudziłam się dopiero na szpitalnym łóżku. Miałam zabandażowaną głowę, wokół rozchodził się tylko płacz. Nie wiedziałam co się dzieje, ale pierwsze słowa jakie wypowiedziałam to; ''Skarbie, gdzie jesteś, powiedz że wszystko będzie dobrze.'' Nie usłyszałam odpowiedzi. Łzy zaczęły nagle wypływać na moje policzki, a ból w klatce piersiowej był niedoopisania. Wiedziałam, że odszedł. Ale jak mógł, tak po prostu mnie zostawić? Niemo szukałam gdzieś Jego ręki, i nagle zorientowałam się że nic nie widzę. Tak straciłam wzrok. Przed moimi oczami malowały się tylko sceny tamtej nocy i czarna odhłań. Nie widziałam już Jego uśmiechniętej twarzy. Nie czułam już Jego ciepłego oddechu. Czułam tylko jak ból rozdziera moje serce, a myśl że możliwe, że więcej nie zobaczę nawet Jego zdjęcia, dobijała mnie tak, że chciałam umrzeć. Chciałam trafić do Niego, być przy nim. Niezależnie od tego gdzie, ale z Nim. Zaczęłam krzyczeć. Do sali wbiegła moja mama chwytając mnie za rękę. -''Gdzie On jest, gdzie On do cholery jest? powiedz że żyje, błagam.'' Mama ścisnęła moją dłoń i przyłożyła sobie do mokrego policzka. Nie potrzebowałam już odpowiedzi, wiedziałam, że odszedł. Że zostawił mnie tu samą, że nigdy mnie nie przytuli, a ja nigdy go już nie zobaczę. Wpadłam w straszną histerię. Lekarze nie mogli sobie ze mną poradzić. W końcu przeszłam operację, jedną, potem drugą, a później to już nawet nie liczyłam. Najważniejsze dla moich rodziców było to, żebym widziała, a ja nie chciałam żyć. Nic już nie miało dla mnie sensu. Wieczorami zawsze siedziałam na małej ławce, na werandzie, przed domem. Wyprowadziliśmy się z osiedla na wieś. Do dziatków. Szósta z koleji operacja przebiegła pomyślnie. Wszyscy się cieszyli tylko nie ja. Na mojej twarzy od pół roku nie pojawiała się nawet namiastka uśmiechu, tego, z przed kilku miesięcy, gdy całował mnie na przywitanie. Wielu znajomych ze szkoły i osiedla czekało na mnie w małym domku na wsi, żeby mnie powitać po powrocie ze szpitala. Pierwszy raz od pół roku zobaczyłam słońce, chmury i wszystko co mnie otaczało. Ale nie byłam szczęśliwa. Chciałam Go zobaczyć, ale wiedziałam że nie mogę. Często zastanawiałam się dlaczgo rodzice nic mi nie mówili. Nawet nie wiedziałam czy miał pogrzeb. Nigdy o tym nie wspominali. Tylko o tym jak wielki ból przeżywają Jego rodzice. Wszędzie kolory i wesołe biegające po boisku dzieciaki. To widziałam z samochodu. Rodzice się uśmiechali i byli bardzo szczęśliwi. Mamy dla Ciebie niespodziankę. Ta, już sobie ją wyobrażałam. Pewnie wielki truskawkowy tort i mleczna czekolada. Przez całą drogę nic nie mówiłam. Milczałam, ale z moich oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Kiedy dojechaliśmy, tata pomógł mi wysiąśc. Często złościłam się na takie rzeczy, bo nie uwarzałam siebie za jakąś specjalnie poszkodowaną. Stanęliśmy na werandzie, mama chwyciła za klamkę. -''A teraz zamknij oczy.'' -'' Tato no, dopiero co tak jakby je otworzyłam'' zażartowałam. A drzwi zaczęły się powoli otwierać. Tak jak się spodziewałam przywitał mnie tłum gości z prezentami, idiotycznymi czapeczkami na głowach i transparentami ''Witaj w domu!''. Na kanapie zobaczyłam Jego rodziców. Wstali i udając się do mnie z uśmiechem na twrzy chwycili mnie za ręce. Z wielkiego tłumu wyszedł On. Szedł niezdarnie, o kulach. Serce mi się zatrzymało. Wyszeptał to swoje – ‘’Witaj księżniczko’’ i jak gdyby nigdy nic czule pocałował mnie w czoło. Stałam wpatrzona, jak wszyscy wokół zamilkli. Mój oddech był coraz płytszy, a ja czułam jak powoli ucieka ze mnie tlen. Nie mogłam wykrztusić ani słowa, czułam słony smak łez w gardle i bez pamięci nerwowo nadgryzałam dolną wargę. Uśmiechał się, przenikając mnie na wylot swoim cudownym wzrokiem. Płakałam ze szczęścia, że znów widzę Jego miodowe oczy. Ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego przez tak długi czas nikt nie powiedział mi że On żyje. Nikt nie zainteresował się tym co wewnętrznie przeżywam i jak wiele dałaby mi wiadomość o tym że miłość mojego życia nie umarła. Że nadal gdzieś tam jest i cierpliwie czeka, aż w pełni wyzdrowieję. Nie mogłam tego pojąć. Z myślą, że On odszedł zawalił się mój cały świat, a tu nagle widzę Go tryskającego szczęściem i radością. Usiadłam niezdarnie na kanapie, łapiąc mamę za rękę. –‘’ale jak to?’’ Wykrztusiłam. Mama patrzyła na mnie i gładząc mnie po policzku odeszła z gośćmi i zostawiła nas samych. –‘’Ja Ci to wytłómaczę.’’ Nic nie odpowiedziałam. Niemo wpatrywałam się w duży, biały dywan na którym leżały kolorowe serpentynki i balony. –‘’Wiem jak było Ci trudno.’’ Zaczął. ‘’ Wiem, że pewnie teraz nie chcesz mnie znać i powiesz żebym sobie poszedł i już nigdy więcej się nie zobaczymy, ale ja to wszystko robiłem dla Ciebie. Tak, właśnie dla Ciebie przeszedłem długotrwałą rehabilitację, żebyś nie musiała mnie oglądać na wózku, bo ja wiedziałem, po prostu wiedziałem że odzyskasz wzrok. Dlatego nie pozwoliłem nikomu Tobie o mnie opowiadać. Zacisnąłem zęby i walczyłem o to co najbardziej w życiu kocham, co jest dla mnie najważniejsze. Pomyślałem, że jak odzyskasz już wzrok, będziesz chciała zobaczyć miłe rzeczy. Nie mógł bym się pogodzić z myślą, że leżysz w szpitalu, cierpisz, ale jeszcze oprócz tego przejmujesz się mną, kaleką na wózku.’’ –‘’nie mów tak.’’ Przerwałam. –‘’ Ale zaczekaj. Jesteś dla mnie najważniejsza i chciałem zrobić Ci powitalną niespodziankę, przecież nigdy bym Cię tu samej nie zostawił, codziennie godzinami siedziałem obok Twojego łóżka. Nie mógłbym tak po prostu odejść, głuptasie. Jesteś dla mnie całym światem, kocham Cię.’’ Na mojej twarzy od długiego czasu pojawił się szczery uśmiech. –‘’Ja Ciebie też kocham, głuptasie.’’ Powiedziałam wtulając się w Jego ramiona i przysięgając sobie, że nigdy już się nie rozstaniemy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)