niedziela, 20 lutego 2011

Drzazga Jego osoby, przeszywająca moje serce.

Nie spała całą noc. Siedziała otulona grubą kołdrą na łóżku, wpatrując się jak całe miasto budzi się do życia. W lewej dłoni nadal tkwiła zmięta i mokra od łez fotografia z wizerunkiem Jego zapierających dech w piersiach miodowych oczu. Ostatni raz spojrzała na zdjęcie i mrużąc oczy, rażone przez słoneczne promienie, zagryzła wargę i sama do siebie wykrzyczała 'żegnaj!' Otwierając okno i wyrzucając zdjęcie. W pokoju rozległo się pukanie do drzwi. -''Wstałaś już? Chodź na śniadanie.'' Powiedziała mama. -''Już idę.'' I szybko otarła ostatnią łzę, zamknęła okno i wciągu minuty siedziała już przy stole, pijąc kawę taty i ze sztucznym uśmiechem zacierając ręce. -''Co dziś na śniadanie?'' Zapytała. -''Twoje ulubione grzanki.'' Odpowiedziała mama, wyjmując z piekarnika pachnące kanapki. -''Ej, młoda zostaw to'' Powiedział tata wyjmując jej ze śmiechem z dłoni duży kubek w zielone groszki. Zjadła szybko śniadanie i popędziła na górę. Postanowiła zapomnieć o wszystkim. O Jego całej osobie, o tym że w ogóle istniał i że był dla niej całym światem. Podświadomie wiedziała, ze nie będzie to wcale takie łatwe, ale nie tracąc nadziei zajmowała się różnymi rzeczami, żeby tylko zabić chociaż na chwilę wspomnienia. Usiadła i zaczęła poprawiać włosy. Założyła ulubione kolczyki z małymi perełkami. Włożyła ładną bluzkę w odcieniu pudrowego różu i umiłowane leginsy w kwiaty. Po czym na nogi wsunęła szybko białe conversy i wybiegła na chodnik. Szła przez miasto, uśmiechając się do wszystkich, a z jej słuchawek słychać było cichą nutę samych wesołych piosenek. Wszystko szło jak należy nie myślała o Nim nawet przez chwilę. Stojąc w kolejce po kawę zobaczyła przed sobą znaną jej doskonale postać. Stała i wpatrywała się jak wiatr delikatnie rozwiewa Jego kruczoczarne włosy, napawając się Jego toksycznym zapachem cieszyła się, że choć raz On nie wie o jej istnieniu i że choć raz ona może czuć się bezpieczna że jej nie zauważy. Pomyślała, i dyskretnie wyszła z kolejki podążając w stronę dworca. Robiło się zimno. Chłodne powiewy wiatru stawały się coraz bardziej nieprzyjemne. Zanosiło się na deszcz. Stała czekając na autobus i nerwowo przeskakiwałam z nogi na nogę. Dziwnie się czułam, jakby coś kazało mi jak najszybciej wracać do domu. Pdjechał autobus. Rozejrzała się dookoła. Zewsząd, niewytłumaczalne pustki obalały miasto. Życie w nim jakby nagle przestało istnieć. Nerwowo zaczęła szukać w torebce telefonu. Chciała zadzwonić do brata, żeby wyszedł po nią na przystanek autobusowy, bo od zawsze bała się burzy. Ten dzień był inny miała niewytłumaczalne obawy. W amoku nie mogła znaleźć telefonu. Wzięła głęboki oddech i wsiadła do autobusu, kupiła bilet i zajęła miejsce. W autobusie czuła się trochę bezpieczniej pomijając fakt, że oprócz niej siedział tam tylko jeden pasażer w szarej bluzie z kapturem. Wysiadając znów poczuła Jego obecność, nie zdążyła już się obejżeć i sprawdzić kto to, bo drzwi autobusu zamknęły jej się przed oczami, zostawiając ją z tysiącami myśli na sekundę. Kurczowo ściskając kciuki ruszyła do domu. –‘’O już jesteś!’’ Powiedziała mama, która zawsze o tej porze bywa w pracy. –‘’Masz gościa, kochanie.’’ Dodała, wskazując na drzwi mojego pokoju. Uśmiechnięta i zadziwniona całą sytuacją popchnęła ręką drzwi. On, w szarej bluzie siedział na moim łóżku z uśmiechem na twarzy i tym blaskiem przeszywającym Jego miodowe tęczówki. –‘’Chyba coś Ci wypadło.’’ Zbliżył się do niej i całując w czoło wetknął do ręki Jego zdjęcie, które rano wyrzuciła. –‘’Jak dobrze, że Cię widzę.’’ Powiedziała. –‘’Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi Ciebie brakowało. Zaczekaj tutaj, zrobię nam kawy i porozmawiamy.’’ Skinął na znak głową, a ona pobiegła do kuchni przygotowując herbatę. Na stole lżała gazeta, chwyciła ją do ręki i własnym oczom nie wierzyła co przeczytała na pierwszej stronie. ‘’ Siedemnastolatek wyskoczył z ósmego piętra. Zginął na miejscu.’’ Nie mogąc powstrzymać strasznych palpitacji serca, wpatrywała się w te słowa, których znaczenia nie mogła zrozumieć. –‘’Ale jak to? To musi być pomyłka’’ Pobiegła na górę. W pokoju nie było już nikogo. Zaczęła płakać i krzyczeć że to przecież niemożliwe, przecież tutaj był. Do domu weszli rodzice. –‘’Mamo! On tu był przysięgam.’’ Krzyczała , nadal trzymając w ręku Jego fotografię. Mama przytuliła ją mocno. – ‘’Już dobrze, kochanie uspokój się.’’ –‘’Ale Ty nic nie rozumiesz, On tu naprawdę był!’’. Mama zaczęła cicho płakać widząc jak bardzo za Nim tęsknię. Nie mogłam opanować łez, serce drżało niewyobrażalnie a ja zadawałam sobie ciągle pytanie: ‘’Ale jak to?.’’ W końcu zrozumiałam, że po prostu przyszedł się pożegnać i zostawić mi coś na swoją pamiątkę. Dobrze, że przyniósł mi to zdjęcie, inaczej nie wybaczyłabym sobie tego, że nigdy nie utopię wzroku w Jego miodowych oczach. ‘’Dziękuje.’’ Wyszeptałam resztkiem sił i zasnęłam, tuląc do serca mokrą fotografię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz