piątek, 18 lutego 2011

Spełnione marzenie.

W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero później podbiegł do mnie chłopak i powiedział żebym lepeiej stąd poszła bo jest spora ustawka. Ale ja nie mogłam przegapić takiej akcji. Jak mogłoby mnie nie być przy ustawce dwóch osiedli, no jak? Stałam na pierwszym schodku owej, szarej kamienicy. Wiatr powiewał moimi włosami, a ja mrużąc oczy patrzyłam jak grupa kolesi w kapturach wchodzi w furtkę. Było już ciemno. Kiedy wszystko się zaczęło ja nadal stałam i się przypatrywałam. W końcu tamci wyciągneli broń. W moich oczach malowały się setki obrazów i przelewająca się przede mną krew moich przyjaciół. Wybiegłam i rzuciłam się na kolana. Obok leżał On, jego serce ucichło, a oczy miał tak niewinnie zamknięte. Zaczęłam płakać i błagać by się obudził. Wtedy oberwałam w głowę i nic już nie pamiętam. Obudziłam się dopiero na szpitalnym łóżku. Miałam zabandażowaną głowę, wokół rozchodził się tylko płacz. Nie wiedziałam co się dzieje, ale pierwsze słowa jakie wypowiedziałam to; ''Skarbie, gdzie jesteś, powiedz że wszystko będzie dobrze.'' Nie usłyszałam odpowiedzi. Łzy zaczęły nagle wypływać na moje policzki, a ból w klatce piersiowej był niedoopisania. Wiedziałam, że odszedł. Ale jak mógł, tak po prostu mnie zostawić? Niemo szukałam gdzieś Jego ręki, i nagle zorientowałam się że nic nie widzę. Tak straciłam wzrok. Przed moimi oczami malowały się tylko sceny tamtej nocy i czarna odhłań. Nie widziałam już Jego uśmiechniętej twarzy. Nie czułam już Jego ciepłego oddechu. Czułam tylko jak ból rozdziera moje serce, a myśl że możliwe, że więcej nie zobaczę nawet Jego zdjęcia, dobijała mnie tak, że chciałam umrzeć. Chciałam trafić do Niego, być przy nim. Niezależnie od tego gdzie, ale z Nim. Zaczęłam krzyczeć. Do sali wbiegła moja mama chwytając mnie za rękę. -''Gdzie On jest, gdzie On do cholery jest? powiedz że żyje, błagam.'' Mama ścisnęła moją dłoń i przyłożyła sobie do mokrego policzka. Nie potrzebowałam już odpowiedzi, wiedziałam, że odszedł. Że zostawił mnie tu samą, że nigdy mnie nie przytuli, a ja nigdy go już nie zobaczę. Wpadłam w straszną histerię. Lekarze nie mogli sobie ze mną poradzić. W końcu przeszłam operację, jedną, potem drugą, a później to już nawet nie liczyłam. Najważniejsze dla moich rodziców było to, żebym widziała, a ja nie chciałam żyć. Nic już nie miało dla mnie sensu. Wieczorami zawsze siedziałam na małej ławce, na werandzie, przed domem. Wyprowadziliśmy się z osiedla na wieś. Do dziatków. Szósta z koleji operacja przebiegła pomyślnie. Wszyscy się cieszyli tylko nie ja. Na mojej twarzy od pół roku nie pojawiała się nawet namiastka uśmiechu, tego, z przed kilku miesięcy, gdy całował mnie na przywitanie. Wielu znajomych ze szkoły i osiedla czekało na mnie w małym domku na wsi, żeby mnie powitać po powrocie ze szpitala. Pierwszy raz od pół roku zobaczyłam słońce, chmury i wszystko co mnie otaczało. Ale nie byłam szczęśliwa. Chciałam Go zobaczyć, ale wiedziałam że nie mogę. Często zastanawiałam się dlaczgo rodzice nic mi nie mówili. Nawet nie wiedziałam czy miał pogrzeb. Nigdy o tym nie wspominali. Tylko o tym jak wielki ból przeżywają Jego rodzice. Wszędzie kolory i wesołe biegające po boisku dzieciaki. To widziałam z samochodu. Rodzice się uśmiechali i byli bardzo szczęśliwi. Mamy dla Ciebie niespodziankę. Ta, już sobie ją wyobrażałam. Pewnie wielki truskawkowy tort i mleczna czekolada. Przez całą drogę nic nie mówiłam. Milczałam, ale z moich oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Kiedy dojechaliśmy, tata pomógł mi wysiąśc. Często złościłam się na takie rzeczy, bo nie uwarzałam siebie za jakąś specjalnie poszkodowaną. Stanęliśmy na werandzie, mama chwyciła za klamkę. -''A teraz zamknij oczy.'' -'' Tato no, dopiero co tak jakby je otworzyłam'' zażartowałam. A drzwi zaczęły się powoli otwierać. Tak jak się spodziewałam przywitał mnie tłum gości z prezentami, idiotycznymi czapeczkami na głowach i transparentami ''Witaj w domu!''. Na kanapie zobaczyłam Jego rodziców. Wstali i udając się do mnie z uśmiechem na twrzy chwycili mnie za ręce. Z wielkiego tłumu wyszedł On. Szedł niezdarnie, o kulach. Serce mi się zatrzymało. Wyszeptał to swoje – ‘’Witaj księżniczko’’ i jak gdyby nigdy nic czule pocałował mnie w czoło. Stałam wpatrzona, jak wszyscy wokół zamilkli. Mój oddech był coraz płytszy, a ja czułam jak powoli ucieka ze mnie tlen. Nie mogłam wykrztusić ani słowa, czułam słony smak łez w gardle i bez pamięci nerwowo nadgryzałam dolną wargę. Uśmiechał się, przenikając mnie na wylot swoim cudownym wzrokiem. Płakałam ze szczęścia, że znów widzę Jego miodowe oczy. Ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego przez tak długi czas nikt nie powiedział mi że On żyje. Nikt nie zainteresował się tym co wewnętrznie przeżywam i jak wiele dałaby mi wiadomość o tym że miłość mojego życia nie umarła. Że nadal gdzieś tam jest i cierpliwie czeka, aż w pełni wyzdrowieję. Nie mogłam tego pojąć. Z myślą, że On odszedł zawalił się mój cały świat, a tu nagle widzę Go tryskającego szczęściem i radością. Usiadłam niezdarnie na kanapie, łapiąc mamę za rękę. –‘’ale jak to?’’ Wykrztusiłam. Mama patrzyła na mnie i gładząc mnie po policzku odeszła z gośćmi i zostawiła nas samych. –‘’Ja Ci to wytłómaczę.’’ Nic nie odpowiedziałam. Niemo wpatrywałam się w duży, biały dywan na którym leżały kolorowe serpentynki i balony. –‘’Wiem jak było Ci trudno.’’ Zaczął. ‘’ Wiem, że pewnie teraz nie chcesz mnie znać i powiesz żebym sobie poszedł i już nigdy więcej się nie zobaczymy, ale ja to wszystko robiłem dla Ciebie. Tak, właśnie dla Ciebie przeszedłem długotrwałą rehabilitację, żebyś nie musiała mnie oglądać na wózku, bo ja wiedziałem, po prostu wiedziałem że odzyskasz wzrok. Dlatego nie pozwoliłem nikomu Tobie o mnie opowiadać. Zacisnąłem zęby i walczyłem o to co najbardziej w życiu kocham, co jest dla mnie najważniejsze. Pomyślałem, że jak odzyskasz już wzrok, będziesz chciała zobaczyć miłe rzeczy. Nie mógł bym się pogodzić z myślą, że leżysz w szpitalu, cierpisz, ale jeszcze oprócz tego przejmujesz się mną, kaleką na wózku.’’ –‘’nie mów tak.’’ Przerwałam. –‘’ Ale zaczekaj. Jesteś dla mnie najważniejsza i chciałem zrobić Ci powitalną niespodziankę, przecież nigdy bym Cię tu samej nie zostawił, codziennie godzinami siedziałem obok Twojego łóżka. Nie mógłbym tak po prostu odejść, głuptasie. Jesteś dla mnie całym światem, kocham Cię.’’ Na mojej twarzy od długiego czasu pojawił się szczery uśmiech. –‘’Ja Ciebie też kocham, głuptasie.’’ Powiedziałam wtulając się w Jego ramiona i przysięgając sobie, że nigdy już się nie rozstaniemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz