Stałam i niemo wpatrywałam się w Jego cudowną osobę, od długiej chwili tkwiącą bez słowa w moich drzwiach. Wszystko wydawało się takie proste, a chęć wypowiedzenia głupiegp ''proszę, wejdź'' przeszywała mnie niewytłumaczalnym dreszczem i dziwnym strachem spotkania się z Jego miodowymi oczami i ciepłym oddechem, unoszącym się w moim mieszkaniu. Setki myśli przewalały mi się przez umysł a On stał pocierając ręce z zimna. W końcu zacisłam mocno kciuki, wzięłam głęboki oddech i resztką wydobytego głosu, wyszeptałam aby wszedł na herbatę. Popatrzył na mnie wymownie i zbliżając swoją dłoń do mojego policzka, która szybko go utuliła, powiedział; -''Spójrz na mnie.'' Zagryzając wargę podniosłam wzrok i utopiłam się w pięknym złoto miodowym odcieniu płynącym w Jego tęczówkach. -''Dlaczego to robisz?'' Powiedziałam i odsunęłam twarz, którą trzymał w dłoniach. -''Dlaczego znów zjawiasz się niewiadomo skąd i dlaczego znów dajesz mi kolejne powody żebyś nadal mi się śnił, no powiedz proszę.'' Z Jego nieskazitelnych ust zdołały wybrnąć tylko liche słowa ''Przepraszam, wybacz mi'', a ja już zdążyłam się rozpłakać. Chwycił mnie za ramiona i przytulając do siebie z całej siły milczał. Wokół nas nastała taka cisza, że słychać było tylko głośne bicie dwóch zakochanych serc i ciche łkanie mojej osoby. Czułam jak długotrwała tęsknota za Jego głosem i zapachem, właśnie znalazła źródło wyjścia. Czułam jak te szare i samotne wieczry spędzane na parapecie spływają po moim ciele. Wiedziałam że wskazówek nie zdołamy już odwrócić, ale ccho obiecaliśmy sobie że zaczniemy budować wszystko od nowa. Tkwiliśmy tak w drzwiach na dość dużym mrozie zatapiając w sobie swoje stęsknione spojrzenia. Moje serce cieszyło się przeogromnie, że znów mogę poczuć smak Jego ust. Nagle kurczowy uścisk Jego dłoni przerwał nasze milcznie. -''Nie umiałem Ci o tym powiedzieć, nie chciałem żebyś sie o mnie martwiła.'' Powiedział. -''Ale jak to, o co Ci chodzi?'' Zapytałam z przerażeniem. A On tylko musnął mnie lekko w usta, a w ja w jednej chwili nie widziałam już Jego wspaniałych tęczówek, które przykrył powiekami. Serce mi zamarło. Osunął się po ścianie, nie puszczając mojej ręki. Łzy zaczęły mi spadać z policzków kropiąc kopertę która wypadła z Jego kieszeni. ''Miałem raka, nie potrafiłbym patrzeć jak się zamarwiasz'' Przeczytałam i z krzykiem upadłam na kolana. ''Przyszedł się pożegnać? ale jak to, nie możliwe..'' Czułam jakby ktoś robił origami z mojego serca, albo w nim szydełkował. Leżał tak niewinnie, a płatki śniegu zatrzymywały się na Jego rzęsach. Moja dłoń nadal tkwiła w Jego uścisku, przecież przyżekał że nie opuści mnie, aż do śmierci.
Świetnie !. ; D
OdpowiedzUsuńPowodzenia dalej ; ))
Zapraszam do mnie na blooga, w sumie jest inny od Twojego bo przypomina trochę pamiętnik , ale też już zaczynam tak wpisywać swoje opowiadania ; DD mam też zaMIeszczonych tam kilka wierszy !. ; )) zapraszam ; ))